Strony

sobota, 22 września 2012

Czas się rozstać




 4 miesiące minęły jak 1 dzień.
Obiecywałam sobie że będę często relacjonować postępy i żywot kociątek, ale dni mijały jak minuty a tygodnie jak godziny. Wstaję pewnego dnia rano ze świadomością że nowi rodzice czekają już właśnie na swoje (moje ) maluchy :(
A ja przecież jeszcze wcale nie nacieszyłam się nimi. Jeszcze nie zalazły mi za skórę. Jeszcze nie naspałam się  we wspólnym łóżku. Jeszcze zbyt mało zabaw było wspólnych. I dopiero od niedawna ciotka Bela zaakceptowała dzieci i stwierdziła że to też rodzina. Wujek Coral już nauczył się jak ma wyglądać zabawa z maluchami. Właśnie przed chwilą miną strach o te kruszyny. Dopiero co urosły i ... i juz czas się żegnać.
Na zawsze?
Ja wiem że nowa mama napisze i zdjęcia przyśle, Wiem że będzie starać się ze wszystkich sił aby moje maleństwa miały raj na ziemi. Tylko czy dla mnie to wystarczy?
Czy to złagodzi pustkę rąk wieczorem. Niemoc utulenia do snu. To głuche echo po słodkim mruczeniu.

     Były takie maleńkie gdy się wyślizgiwały na ten świat. Wszystkie odcięłam, wyczyściłam, brałam głęboki oddech wraz z ich pierwszym oddechem. Po każdym kolejnym czekałam w napięciu na kolejne i znowu przecięcie, oczyszczenie i oddech.
Każda chwila ich życia to kolejna zmarszczka na twarzy. Szybsze bicie serca.
Arabella nawet chciała nas opuścić następnego dnia. Wypadła mi z rąk. Tak zwyczajnie, z kilku centymetrów na koc. Dla mnie to mało, ale dla takiej kruszyny, pewnie olbrzymia wysokość.
Przestałą oddychać a ja wraz z nią. Szybkie rozcieranie, wdmuchiwanie powietrza w jej maleńki pyszczek, jeden jej oddech i znowu nic. Te sekundy trwały wieczność. Kolejne rozcieranie potylicy i widzę że mała oddycha. Dopiero puścił stres i zaczęłam płakać. Ze szczęścia, strachu, złości? Później wysyłałam Maćka przez cały dzień do dzieci, żeby zobaczył czy ona żyje. Sama nie miałam  odwagi. Bałam się, że jeśli coś jej się stanie, to ja tego nie zniosę.
Arabella wyrosła na piękną i silną dziewczynkę. Po takim początku musi być bardzo silna i dzielna.
Zapowiada się na prawdziwą damę. Łagodna i opanowana. Mój kolorowy Anioł.

      Anabel czyli domowa Anusia urodziła się najmniejsza z rodzeństwa. Delikatna i krucha. Bardzo słabo przybierała na wadze. Bracia skutecznie odpychali ją od maminego cyca. Pilnowałam więc kruszynkę żeby mogła najeść się do woli. Każdy gram był na wagę złota. Długo też nie chciała przekonać się do innego jedzenia niż mamy. Anusia do dziś jest bardzo delikatna i wymaga dużo więcej uwagi niż reszta kociątek.

      Atreyu urodził się ostatni z miotu i zrobił nam wielką niespodziankę. Miało byc Was 3 a tu nadprogramowy kotek? Jest największy i najsilniejszy. Przy maminym barze był pierwszy i nie było mocniejszego który odgoniłby Atreyu od ulubionego cyca. Do dziś dnia jego ulubionym zajęciem jest jedzenie. Pierwszy w kuchni i najgłośniejszy że już i natychmiast chce jeść.
To kot który kocha bliskość człowieka i najlepiej czuje się w moich ramionach.

     No i nasza Marcelinka od imienia Aston Martin. Nawet nie wiem kiedy to imię do niego przylgnęło?
Urodził się największy ale wcale nie zamierzał podtrzymywać tego rekordu. On ponad jedzenie cenił sobie spanie i tak jest do dziś. A najlepiej w ramionach moich lub...kogokolwiek.
Trochę zagubiony, trochę roztargniony, w stanie wiecznej głupawki. To właśnie jego widuję najczęściej w głupich pozach. Rozbrajający w każdej sytuacji. Nawet w szale zabawy, brany na ręce przymyka oczy i mruczy. To najukochańszy na świecie kotek głuptotek.

       Mam nadzieję moje kochane maleństwa że znalazłam Wam najlepsze domy na świecie. Mam nadzieję kochane kociątka że będziecie kochane i bardzo szczęśliwe. Jeśli nie, to wracajcie do domu. Tutaj zawsze czeka na Was stara kanapa, pełna miska i wieeeele milości której jeszcze nie oddałam Wam w całości.

:(

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Maluszki!!!

   Od tego dnia minęło sporo czasu. Jakieś 80 dni? Ten pierwszy raz zawsze jest stresujący i jest wielką niewiadomą więc pewnie dlatego miną jak chwila. Tyle mam na swoje usprawiedliwienie.
    Urodziły się 28 maja 2012 roku. Pierwszy miot A w hodowli Fedra Rex. 
Mini była wyjątkowo dzielna i cierpliwie znosiła ból oraz mnie miotającą się obok porodówki. A kiedy zaczęły pojawiać się maluszki, obie byłyśmy jak w transie. Sama nie wiem skąd ja miałam tyle odwagi i siły psychicznej??? 
  Odbierałam maleństwa, przecinałam pępowiny i przystawiałam do maminej cycy. Kiedy już cała czwórka była na świecie a Mini zmęczona mogła zapaść w lekką drzemkę ja nie byłam w stanie oderwać od nich oczu. Delikatnie głaskałam jednym palcem maleńkie, filigranowe ciałka. 
Byłam w szoku. Są, już są. I teraz oby nic złego nie wydarzyło się. Oby przeżyć pierwszą dobę, a później trzy, a później 3 tygodnie. 
Spałam pierwsze doby na materacu obok nich i obserwowałam zachowania Mini. Czy da radę, czy będzie wystarczająco ostrożna? Szybko jednak przekonałam się że Mini jest matką roku i kupię  jej chyba za to medal. Najlepiej złoty. Zasłużyła na niego jak żadna inna.





    

niedziela, 27 maja 2012

Mini ciężarówka










Nadchodzą kolejne zmiany

No i stało się.
Panna wróciła z randki. Bardzo owocnej randki. Jej owoce będziemy tulić lada dzień.
Ta ciąża była bardzo dokładnie zaplanowana co do szczegółu. Jej przebieg natomiast był momentami lekko zaskakujący. Wraz z kolejnym etapem Mini witała mnie w innym nastroju. A to twierdziła że nie ma apetytu i jeść to ona nie będzie.
- A jeśli już to tylko mięsko i wynocha mi z tymi puszkami.
-O matko, matko, no dobra, widocznie dzieci tego porzebują i co ja będę kłuciła się z babą w ciąży.
-A w sumie to te mięsko było dobre ale jakoś tak mało mi go dałaś, miauuuuuuuuuuuu.
-Ja wiedziałam że kotki w ciąży potrafią jeść dużo, ale Ty moja panno jesz  tyle co 8kg MCO
      Miejsce nie takie, na tym boku niewygodnie, kocyk nie ten, pod kocem źle, na kocu wolę.
Cierpliwości, cierpliwości mi trzeba. Przecież to tylko 65 dni, dam radę. Przekonywałam samą siebie. Całe szczęście że reszta stada wyrozumiała i tolerancyjna. I jakoś ten czas znieśliśmy.
       Minęło jak z przysłowiowego bicza strzelił. No i termin już jutro. Teraz zaglądam do niej co chwilę i głaszczę po tych wypchanych bokach. Szepczę  cichutko (żeby rodzina nie posądziła mnie o utratę zmysłów) do tych wystających ktosiów pod skórą. Całuję cieplutki, rozdęty brzuchol i zastanawiam się jakie będą? Jak bardzo maleńkie. Jakie kolorki będą miały?
Czekam z nadzieją na pomyślny i sprawny poród. Czekam na rzekę mleka i przyzsane pijawki. Czekam na matczyny, troskliwy uścisk łapki.
Jestem pełna optymizmu i spokoju.
Przecież będziemy w tych chwilach razem, więc cóż może się złego wydarzyć?

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Wiosna-czas zmian i oczekiwania

              Już jest cieplej, jaśniej, pachnie jakby...wiosną. W ogrodzie wschodzą nowe źdźbła trawy i jest nowy gość, który bardzo zaintrygował koty.
Została po świętach bożonarodzeniowych i zobaczymy czy przyjmie się na stałego bywalca czy odejdzie w sobie tylko znany świat zeschłych igiełek niesionych wiatrem. Jak na razie wszystkim bardzo przypadła do gustu i pragniemy żeby została.
Życie kotów przeniosło się, wraz z wiosną, do ogródka. Są przeszczęśliwe, że zwiększył im się metraż przestrzni życiowej.
Wraz z tymi drobnymi zmianami czekamy na zmiany u Mini. Wróciła z randki i tylko czas pokaże czy owocnej. Dla mnie najważniejsze że jest ze mną. Śpi na moich kolanach, przychodzi nad ranem do łóżka i słodko wtulona mruczy mi do ucha najczulszą kołysankę.
Czy doczekamy się dzieci tej wiosny? To już tylko zależy od tych dwoje Icanhas Irony? Koteria*PL i For Marcepan Happymiau*PL.  Czekamy na wieści od pani wiosny i bocianów przylatujących obecnie do Polski.

wtorek, 27 marca 2012

Myślę sobie że...

...że już chyba nie chcę tego hodowania.
Nie myślałam że to będzie takie trudne.
Ten wyjazd na krycie i rozstanie z Mini przerosło mnie.
Chcę żeby wrócia.

poniedziałek, 26 marca 2012

I tak się trudno rozstać

To w tej kruszynie zakochałam się.
Powiedziałam że jeśli nie ONA to żadna inna.
Czekałam na nią z taką niecierpliwością. Jaka będzie? Jest przecież inna od moich dużych maine coonów. Taka kruszynka, taka maleńka owieczka. Moja księżniczka.
Wyrosła na królową mojego serca. Jest jedyna w swoim rodzaju i  łączy nas wyjątkowa więź.
      Czasami wyjeżdżamy całą rodziną na urlop a nasze futerka zostają pod opieką. Na samą myśl powrotu cieszę się jak małe dziecko, które za moment zobaczy kotka. Lecę jak na skrzydłach. Wracam do odmu.
      Lecz teraz jest całkiem inna sytuacja. Dla mnie zupełnie nowa i chyba dlatego taka ciężka do zniesienia. Moja maleńka Mini wyjechała. Dom jest taki niepełny. Puste posłanie, puste kolana, takie zimne i samotne. Niepełny komitet powitalny przed drzwiami.Jedna miskę mało. Brakuje rannego wołania pod drzwiami i tulenia pod kołdrą.
Wróci za kilka dni, wiem że dawny stan rzeczy powróci ale mimo to jakaś dziwna pustka, jakiś brak kawałka mnie.
Moja kochana królewno, wróć a wynagrodze Ci ten czas zesłania. Przyjedź, a już nigdy więcej nie wyjedziesz. Obiecuję CI że to ostatnia randka poza domem. Już teraz będziemy zawsze razem.

wtorek, 6 marca 2012

Dobre wieści zawsze mile widziane

Wraz z nadchodzącą wiosną nadchodzą same dobre wiadomości.
Mini zdrowa jak rybka. W poniedziałek mieliśmy wycieczkę do Warszawy i zwiedzaliśmy przychodnie weterynaryjne, a dokładnie jedną ,,bokserską". Pani dr. Ula przebadała Mini (nie obyło się bez histerii) i stwierdzia że oznak HCM brak. Nic tak nie cieszy jak zdrowe dzieci.
Oczywiście księżniczka odstawiła pokaz histerii dając nam do zrozumienia że nie nawidzi wszystkich i najchętniej to by nas zjadła. Ale porcja mięska po badaniu udobruchała księżniczkę i tak to najedzona i utulona spała całą powrotną drogę do domu.
Teraz spokojnie możemy już czekać na rujkę i czesać Mini futerko na randkę.


       Ale to nie koniec dobrych wieści. Elmo także został poddany torturom upuszczania krwi celem sprawdzenia jakiej ona jest grupy. Były chwile niepewności, gdyż jego mama ma grupę A a tatuś B.
Po 2 dniach wynik ucieszył mnie baaaardzo: Elmo ma grupę krwi B.
Radość tym bardziej wielka ponieważ Mini również ma B, a to oznacza że niegrozi nam konflikt serologiczny i wiele niedogodności i stresu z tym związanych.
Teraz już tylko czekamy na proces powolnego (mam nadzieję) dojrzewania i pięknego rozijania się naszego maleństwa.

               

czwartek, 16 lutego 2012

Ta ostatnia wystawa

Lubię ten klimat i możliwość spotkania ludzi, tak samo zakręconych na koty jak ja.
Lubię kiedy okazuje się że moja subiektywna ocena kota, podyktowana bezgraniczną miłością, pokrywa się z oceną sędziów. I tak było tym razem. Elmo okazał się najlepszym kociakiem wystawy.
Mało nie pękłam z dumy i ledwo ukryłam łzy w oczach. Tylko ciiiii.
Piękny debiut.
Bastet Dwa Formaty*PL (Elmo) BIS kociąt 3-6 III kategorii
Mini także pojechała, ale ona to już stała bywalczyni wystaw. Spokojna, opanowana, próbowała w klatce uspokoić Elmo, tuląc go do siebie i nieustannie myjąc.
Może sama ocena to nie jest jej ulubiona rozrywka, ale po powrocie do klatki jest ostoją spokoju.
Miniś zdobyła ocenę doskonałą Ex1 i dostałą 2 certyfikaty na GIC.
 IC Icanhas Irony? Koteria*PL

Powroty

Co jest najlepsze w podróżach? Powroty do domu. Gdzie czeka stado kciastych. WItają w drzwiach, rexy merdają ogonem wesoło, inne są śmiertelnie obrażone a inne cichutko zamieniają się w mój cień co jest oznaką największej miłości i oddania.
Stęsknione kolan, rąk do głaskania, chętniejsze do zabawy niż zwykle.
Taaaaak, powroty są najmilszą częścią wszystkich podróży.
Są zakończeniem pasma zmartwień czy ktoś dba o nie właściwie? Czy karmi o stałej (przez koty wyznaczonej) porze? Czy tuli w chłodny wieczór? Czy Mini aby jest przykryta kocykiem szczelnie?
Przecież niktnie zrobi tego właściwie. Tylko ja ja ja.
Powroty to to, co lubię najbardziej w podróżach.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Czwarty na poprawę nastroju

No i kolejny weekend wspólny za nami :(
I tak jak ostatnio, na koniec dnia walka z myślami i przekonywanie siebie, że powrót Elmo do rodziców to jedyna, słuszna droga. Z raz obranej-nie zbaczać.
Młody wpadł do nas w piątek jak do siebie. Bez wąchania kątów i oswajania z każdym kolejnym centymetrem podłogi, wpadł prosto do kuchni w celu sprawdzenia stanu misek (pamiętał).
Koty także pachniały już znajomo, więc można było przystąpić do duszenia Miniaka. I po raz kolejny nie było czasu na sen i lenistwo. Zabawa, zabawa, zabawa przerywana wciąganiem jedzenia z miski z prędkością światła (to niewiarygodne ile maleńki brzusio może pomieścić surowego mięsa).
Bela (domowy klawisz) również pamiętała rezydenta i tym razem obeszło się bez syków i warczenia.
Istna sielanka. Więc skąd te opowieści o trudach dokocenia? Może mam szczęście w życiu?
        Nie nie, nie jest tak różowo. Są jeszcze elementy zazdrości. Moja rozpieszczona księżniczka Mini, która uzurpuje sobie pierwszeństwo do mojej osoby, ostentacyjnie patrzy mi prosto w oczy kiedy Elmo śpi słodko na moich rękach. Jej wymowne spojrzenie mówi: teraz wolisz tego małego, tak? Dobrze, to ja posiedzę sobie na tej zimniej podłodze, może przeziębię się?
No i pełna lęków o książęce cztery litery, wołam, przekupuję, zapewniam że tylko ona jedyna. W końcu sukces. Śpimy w nocy we troje. Elmo pod lewą pachą, Mini pod prawą. Beliś na swoim posłanku. Z Corala uczuciami to już inna historia..

I niespodziewanie nadchodzi  niedzielne popołudnie- czas rozstania.
Elmo wraca do ukochanych dziadków i yorka Flafcia, a w domu Fedry powolutku czas jakby zwalnie. Koty wyciszają się, zapadają w poobiedni letarg. Mini znajduje jedyne, słuszne miejsce na moich nogach pod ukochanym kocykiem. Bela zasypia bez stresu że kogoś trzeba za chwilę przywołać do porządku. Coral wyciąga się leniwie ze świadomością iż nic nie umknie jego uwadze.
Czas pocieszyć się leniwą niedzielą.
Wszystko wraca na wlaściwe tory. Do kolejnego piątku :))))


poniedziałek, 9 stycznia 2012

Rozsądek ponad wszystko?

Może nie będę orginalna, ale nie lubie poniedziałków.
Tego poniedziałku wyjątkowo.
Elmo gościł u nas w weekend. No i tu muszę zamieścić kilka słów wyjaśnienia.
        Elmo, na stałe zamieszkał u moich rodziców. Takie było założenie  od początku.
        U nas ma bywać tylko okazyjnie. Poznac koty, kąty, dużych ktosiów.
        Ułatwi nam to w przyszłości kontakty międzypłciowe.
Dzień zapoznawczy był różny dla różnych kotów.
Wujek Coral, jak wszystko inne w swoim życiu, przyjął z lekką obojętnością. Nie żeby zupełnie nic, o nie. Powąchał, podniósł łapkę w celu rozładowania napiętej sytuacji, ale kiedy spotkał się ze strachem w oczach, szybko wycofał się i znalazł sobie wygodne miejsce do drzemki (to co tygryski lubią najbardziej).
Ciotka samo zło (Bela) pokazała kto tu rządzi. Warczeniem i prychaniem wyznaczała teren do poruszania się młodemu. Zbliżanie się do ciotki również włączało alarm. Hierarchia musi być i żeby nikt nie miał wątpliwości kto tu rządzi.
Mini za to postanowiła sprawdzić do czego to małe służy? I tak agentka 008, na lekko ugiętych łapach i trochę przyczajona stała sie cieniem intruza. Całkiem jednak szybko okazało się, że to małe nie jest złe. Można TO ganiać i czasem lata za mną. W piłkę również umie grać (jest co raz lepiej). Umie bawić się w zagryzanie. No i daje sie lizać.
Pierwszy dzień zakończył się bez ran cięto-szarpanych.
Następnego dnia był ciąg dalszy. Futra bez zmian a łyse co raz bardziej zbliżały się do siebie.
Drugiej nocy miałam w łóżku juz  2 demony, każde pod inną pachą.
Poza demonami  w łóżku miałam coś jeszcze. Elmo, poza swoimi posiłkami, biegał po miskach innych kotów i dojadał resztki. Efektem była nocna biegunka z wielką radością i mruczeniem przyniesiona na łapce do mojego łóżka.
Jedni w sobotnie noce bawią sie w klubach a ja w ramach rozrywki szoruję kocią Qpę z łóżka, podłogi, schodów itp. Ja to umiem sobie noc zorganizować.
Niedziela była już pasmem samych radości. Mniej syków Beli, większe zaangażowanie Corala i nieustanne figle Mini.
Na koniec, w nagrodę za gościnę, dostałam śpiące, wtulone we mie ciałko wibrujące z rozmruczenia.
Dzisiaj już go nie ma u nas.
W domu jakby ciszej i spokojniej. Jakby jedną miskę miej. Na kolanach mniejszy tłok. W łóżku pusto. Jakby leniwy poniedziałek. Nie lubie tego poniedziałku wyjątkowo.Oby do weekendu.
Elmo wraca !!!!!!!

piątek, 6 stycznia 2012

Po raz czwarty

Wraz z przybyciem Mini do naszego stada, narodził się pomysł założenia hodowli tych cudownych ufokotków. Ich elfi wygląd i cudowny charakter niestety uzależniają.
Nie było więc mowy o zaprzestaniu obrastania w futra.
I oto po długiej i męczącej podróży tydzień temu zamieszkał u nas Elmo (Bastet Dwa Formaty*PL).
Maleńka kruszynka, w drodze do domu tak bardzo wystraszona, już na miejscu okazała się odważnym i walecznym kocurkiem o niespożytych pokładach energii. Warczenia Beli ma za nic. Miniaka traktuje jak zabawkę i kompana do zapasów. Jedynie Corala trochę boi się, chociaż wujek Coruś jest bardzo delikatny i niespecjalnie zainteresowany tym małym czymś plączącym się po domu.
Tak więc stado wyraźnie podzieliło się. Poważne i stateczne Miaukuny tworzą jeden front a drugi obóz stanowią dwa rozbiegane i zakręcone demonki. Czy kiedyś zapanuje w stadzie porozumienie? Zobaczymy???

Nadal dokacamy się

To była miłość od pierwszego spojrzenia. Spojrzałam i odpadłam. A raczej mnie dopadło.
Moja pierwsza myśl na widok tej panienki była: albo ona albo nigdy więcej kotów.
Wiedziałam że tym razem nie będzie tak łatwo. Maciek nigdy nie zgodzi się na kolejnego kotaw domu a już na 100% nie przystanie na takie UFO.
Miałam burze w głowie i w sercu. Ale to nie był koniec trudności. Musiałam jeszcze przekonać hodowcę że to ja jestem ta jedyna i najwłaściwsza do opieki nad Mini.
Nie było to proste. W głowie wciąż szalały myśli: co będzie jeśli jedno z nich zgodzi się a drugie nie?
Nie byłam gotowa na pogodzenie się z rozstanie z tą panienką. Kochałam ją od pierwszego zdjęcia na stronie Koteria*PL.
Nie wiem do końca jak to sie stało. Pewnie działałam jak w transie.
 21 listopada 2010 Icanhas Irony?Koteria*PL  przyjechała z nami do domu.
Wypadła z transportera przebojem prosto w stado wielkich futrzaków. Podbiła ich serca nie dając większego wyboru i tak już zostało.
Nawet Bela ją pokochała i stanowią zespół do wspólnych zabaw.
Coral jest ukochanym futrem do przytulania, lecz czasami ta miłość bywa szorstka. Coral jest wielkim facetem i nie zawsze potrafi byc czuły i delikatny (skąd my to znamy?)
Mini to kobieta z charakterem. Nie znosi sprzeciwu, zawsze stawia na swoim  a jednocześnie robi to z takim wdziękiem i niewinnością małego dziecka. 
To mały diabełek w anielskim futerku (wierzę że kiedys je dostanie).
Hodowczyni ostrzegała mnie że to najbardziej rozpieszczony dzieciak na świecie.
Emilio, z godnością przejęliśmy zaszczytny tytuł opiekunów "rozpieszczonego Miniaka".

Początków ciąg dalszy ...

A to już pan Coral White Orchid*PL
Coral znalazł się u  nas z narastającej potrzeby zakocenia się, którą Bela do końca nie zaspokoiła.
Musiał to być koniecznie kocur i najlepiej wielki i leniwy.
No cóż, nie wszyscy w naszym domu podzielali mój entuzjazm. Drugi kot???!!! Krzyczał Maciek.
W efekcie powiedział: no dobra, ale jeśli juz ma być drugi kot, to tylko TEN.
I tak to Pan Coral zamieszkał z  nami.
Początki były trudne. Bela, samotniczka (tak początkowo myśleliśmy), nie ułatwiała mu aklimatyzacji. Do momentu, aż Coral uznał jej przywództwo, była dla niego zołzą.
Choroba Corala także pokazała nam że zwierzęta w domu, to nie tylko radość, mruczenie i zabawa.
Długa diagnostyka, męczące biegunki, dobranie leków, szukanie pomocy niekonwencjonalnej. W końcu, po długich miesiącach, odpowiednie leki i specyficzna dieta (teraz wiem że najlepsz dla kotów) ustabilizowały stan Corala. Chora trzustka to nie wyrok, to wzmożone dbanie o ukochane kociątko
 (8 kg).
Coral jest baaaardzo wrażliwym panem. Potrzebuje  ciągłej uwagi, pieszczot, pierwszeństwa. Źle znosi rozstania i długie nieobecności szczególnie Maćka. Chwilowo swoją miłość skupił na Jasiu, który w jego hierarchi awansował kończąc 9 lat. Chwilowo razem śpią i spędzają wspólne wieczory przed telewizorem. Czy tak zostanie?
Coral ma dużą zmienność nastrojów, jak na rodzaj męski przystało, więc kto wie co będzie jutro...?

czwartek, 5 stycznia 2012

I tak to się zaczęło

Wszystko zaczęło się od tej panienki.
Beli Snowcats Village*PL
Po kilkuletniej nieobecności kotów w moim domu, zapadła decyzja:  kupujemy kota.
Było oczywiste że ma być dziewczynka z hodowli. Żadna tam z pseudohodowli. Albo biedula przygarnięta albo z hodowli.
No i zakochałam się bez pamięci w tych rysiowatych uszkach.
Mała, nieufna panienka długo bała się nam zaufać, ale moja cierpliwość została nagrodzona. Bela kocha po swojemu, z dystansem i po cichu. Lubi być blisko mnie lecz szanuje moją przestrzeń a ja szanuje jej cichą i wycofaną naturę.
Jest pierwsza i najważniejsza, co reszta kotów również zaakceptowała.
Łączy mnie z nią wyjątkowa i fantastyczna więź. Jest bardzo czujna i spostrzegawcza. Żadna rzecz nowa w domu nie ujdzie jej uwadze.
Jest moim dobrym duszkiem.
Kocham Cię moja cicha panienko.