Strony

sobota, 22 września 2012

Czas się rozstać




 4 miesiące minęły jak 1 dzień.
Obiecywałam sobie że będę często relacjonować postępy i żywot kociątek, ale dni mijały jak minuty a tygodnie jak godziny. Wstaję pewnego dnia rano ze świadomością że nowi rodzice czekają już właśnie na swoje (moje ) maluchy :(
A ja przecież jeszcze wcale nie nacieszyłam się nimi. Jeszcze nie zalazły mi za skórę. Jeszcze nie naspałam się  we wspólnym łóżku. Jeszcze zbyt mało zabaw było wspólnych. I dopiero od niedawna ciotka Bela zaakceptowała dzieci i stwierdziła że to też rodzina. Wujek Coral już nauczył się jak ma wyglądać zabawa z maluchami. Właśnie przed chwilą miną strach o te kruszyny. Dopiero co urosły i ... i juz czas się żegnać.
Na zawsze?
Ja wiem że nowa mama napisze i zdjęcia przyśle, Wiem że będzie starać się ze wszystkich sił aby moje maleństwa miały raj na ziemi. Tylko czy dla mnie to wystarczy?
Czy to złagodzi pustkę rąk wieczorem. Niemoc utulenia do snu. To głuche echo po słodkim mruczeniu.

     Były takie maleńkie gdy się wyślizgiwały na ten świat. Wszystkie odcięłam, wyczyściłam, brałam głęboki oddech wraz z ich pierwszym oddechem. Po każdym kolejnym czekałam w napięciu na kolejne i znowu przecięcie, oczyszczenie i oddech.
Każda chwila ich życia to kolejna zmarszczka na twarzy. Szybsze bicie serca.
Arabella nawet chciała nas opuścić następnego dnia. Wypadła mi z rąk. Tak zwyczajnie, z kilku centymetrów na koc. Dla mnie to mało, ale dla takiej kruszyny, pewnie olbrzymia wysokość.
Przestałą oddychać a ja wraz z nią. Szybkie rozcieranie, wdmuchiwanie powietrza w jej maleńki pyszczek, jeden jej oddech i znowu nic. Te sekundy trwały wieczność. Kolejne rozcieranie potylicy i widzę że mała oddycha. Dopiero puścił stres i zaczęłam płakać. Ze szczęścia, strachu, złości? Później wysyłałam Maćka przez cały dzień do dzieci, żeby zobaczył czy ona żyje. Sama nie miałam  odwagi. Bałam się, że jeśli coś jej się stanie, to ja tego nie zniosę.
Arabella wyrosła na piękną i silną dziewczynkę. Po takim początku musi być bardzo silna i dzielna.
Zapowiada się na prawdziwą damę. Łagodna i opanowana. Mój kolorowy Anioł.

      Anabel czyli domowa Anusia urodziła się najmniejsza z rodzeństwa. Delikatna i krucha. Bardzo słabo przybierała na wadze. Bracia skutecznie odpychali ją od maminego cyca. Pilnowałam więc kruszynkę żeby mogła najeść się do woli. Każdy gram był na wagę złota. Długo też nie chciała przekonać się do innego jedzenia niż mamy. Anusia do dziś jest bardzo delikatna i wymaga dużo więcej uwagi niż reszta kociątek.

      Atreyu urodził się ostatni z miotu i zrobił nam wielką niespodziankę. Miało byc Was 3 a tu nadprogramowy kotek? Jest największy i najsilniejszy. Przy maminym barze był pierwszy i nie było mocniejszego który odgoniłby Atreyu od ulubionego cyca. Do dziś dnia jego ulubionym zajęciem jest jedzenie. Pierwszy w kuchni i najgłośniejszy że już i natychmiast chce jeść.
To kot który kocha bliskość człowieka i najlepiej czuje się w moich ramionach.

     No i nasza Marcelinka od imienia Aston Martin. Nawet nie wiem kiedy to imię do niego przylgnęło?
Urodził się największy ale wcale nie zamierzał podtrzymywać tego rekordu. On ponad jedzenie cenił sobie spanie i tak jest do dziś. A najlepiej w ramionach moich lub...kogokolwiek.
Trochę zagubiony, trochę roztargniony, w stanie wiecznej głupawki. To właśnie jego widuję najczęściej w głupich pozach. Rozbrajający w każdej sytuacji. Nawet w szale zabawy, brany na ręce przymyka oczy i mruczy. To najukochańszy na świecie kotek głuptotek.

       Mam nadzieję moje kochane maleństwa że znalazłam Wam najlepsze domy na świecie. Mam nadzieję kochane kociątka że będziecie kochane i bardzo szczęśliwe. Jeśli nie, to wracajcie do domu. Tutaj zawsze czeka na Was stara kanapa, pełna miska i wieeeele milości której jeszcze nie oddałam Wam w całości.

:(

1 komentarz:

  1. Piękny tekst, mógłbym do dołaczyć do opisu moich kociaków ( z "nadprogramowym" piątym urwisem)i moich rozterek. Właśnie się rozjechały po nowych domach, ale wiedzą, że u mnnie zawsze mają miejsce. Życzę samych szczęśliwych kotów :)
    Krzysztof /Devon Image/

    OdpowiedzUsuń